piątek, 28 stycznia 2011

Jak kupić 100 akcji a zapłacić za 10 - czyli kontrakty terminowe

Tydzień temu rozpoczęłam nowy etap w moim krótkim inwestorskim życiu - kontrakty terminowe.
W tym wpisie postaram się pokazać powody, dla których postanowiłam zainteresować się taką formą inwestycji.

Po pierwsze kilka słów o idei kontraktu terminowego - oczywiście nie będę tu pisać jakichś książkowych definicji kontraktu terminowego, ale wyjaśnię to po swojemu.

1. Co to to jest ten kontrakt terminowy?

Już sama nazwa "instrument pochodny" daje do myślenia, że jest tu jakaś kombinacja. I jest. Zawierając kontrakt terminowy "zakładamy się" z kimś, że akcje (KGHM, PKO, PGNiG, PKNORLEN, TPSA), wartość indeksu (WIG20, mWIG40) lub walut (USD, Franka Szwajcarskiego, Euro) wzrosną lub zmaleją.
Zatem jeżeli uważamy, że zmaleją, to sprzedajemy kontrakt terminowy (zajmujemy pozycję krótką). Jeżeli uważamy, że kurs będzie rósł to kupujemy kontrakt (zajmujemy pozycję długą).

2. No i co tu nowego? Przecież akcje można sobie normalnie kupować?

Niby akcje, np. KGHM można sobie kupić na zwykłym rynku GPW -  to po co zawierać jakieś kontrakty?

Tu jest ukryta właśnie cała istota kontraktów terminowych. Każdy inwestor słyszał chyba o dźwigni. 
Zawierając jeden kontrakt na akcje KGHM (pozycję krótką) zakładamy się o 100 (!!!) akcji tej spółki. Każdy wprawny inwestor wie, że 100 akcji KGHM, to wymaga pokaźnego portfela (na 28 stycznia 2011 roku jest to 16 930 zł). To już przekracza realne możliwości zwykłego drobnego inwestora. I tu rozwiązaniem jest kontrakt terminowy - kontrakt na 100 akcji zawieramy zaledwie za nieduży procent wartości tej kwoty (7,4% z kwoty 16 930 zł =1252,82zł).

3. A jakie z tego zyski/straty?

Mamy zatem 100 akcji płacąc za niecałe 8 akcji. Zatem kto kogo tu oszukuje?
Okazuje się, że nikt nikogo nie "robi w balona". Są jednak pewne ale.

Pierwsze ale: 7,4% depozytu za akcje oznacza, że jeżeli nasza inwestycja nie pójdzie po naszej myśli o 7,4%, to cały depozyt nam przepada.
Drugie ale: jeżeli ruch cen akcji pójdzie jeszcze dalej, to nasz Dom Maklerski poprosi o uzupełnienie depozytu - zatem możemy stracić więcej niż wpłaciliśmy na początku (w przypadku zwykłych akcji jest to niemożliwe).
Trzecie ale: Jeżeli notowania kontraktu idą po naszej myśli, to jeden procent ruchu ceny kontraktu, to znaczny wzrost naszych zysków - to jest właśnie efekt dźwigni.
Czwarte ale: Po każdej sesji dostajemy pięniążki lub musimy dopłacić do naszego depozytu.

4. Czy warto w to się bawić?

Według mnie warto, ale tu nie ma miejsca na błędy, bo wszystko dzieje się szybko. Obliczając stopę zwrotu inwestycji w ciągu jednej sesji można bez wysiłku osiągnąć poziomy +/- 10-20%. Przy dużych zmiennościach kursów w ciągu jednej sesji możemy stracić bardzo wiele lub zyskać bardzo wiele w ciągu kilku chwil.

Drugą zaletą (szczególnie w porównaniu z handlem na Forexie) jest niski spread - czyli różnica między ceną zakupu i sprzedaży. Poza tym prowizje - od jednego kontraktu na akcje to zaledwie 3zł.

5. Podsumowanie...

Kontrakty terminowe to wyższa szkoła jazdy. Trzeba już mieć za sobą trochę handlu na giełdzie, żeby potrafić ocenić ryzyko, umieć szybko podejmować decyzje i znać podstawy analizy technicznej. Ryzyko jest wielkie, ale potencjalne zyski są jeszcze większe. Zachęcająca jest przy tym prowizja - ona ma tu mniejszy wpływ, bo jej wysokość nie jest znacząca w porównaniu do zysków/strat.

6. A co z innymi rodzajami kontraktów?

Oczywiście wszystko opisałam na przykładzie kontraktu FKGH. Poniżej przedstawiam jakby to wyglądało dla innych rodzajów kontraktów z naszej giełdy. Poziomy depozytu wyznacza nam "z góry" GPW i nasz Dom Maklerski.
Wielkości depozytów właściwych na dzień 28 stycznia 2011 roku

Jak widać w tabelce, wielkości depozytów są różne, zmienności wartości kontraktów też są bardzo różne. Ważną sprawą, na którą należy zwrócić uwagę jest płynność danego kontraktu.
Dlatego w przypadku kontraktów terminowych trzeba świadomie i z przekonaniem podejmować swoje decyzje.

To na razie tyle na temat kontraktów terminowych.
Życzę powodzenia 
Klaudia

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Chorągiewka na wietrze.

W tym wpisie chcę zaproponować spółkę Próchnik jako ciekawą inwestycję.

Wykres dzienny spółki Próchnik
Co tu ciekawego?

1. Kurs spółki z początkiem października ubiegłego roku w końcu drgnął. Do końca listopada intensywnie rosła cena tego waloru, a grudzień i styczeń tego roku to już powolne "chłodzenie" się wykresu. 

2. Poziom 0,66 zł można uznać za silne wsparcie. Zatem łatwo określić stop loss - nieznacznie poniżej tego poziomu.

3. Na wykresie można nakreślić formację chorągiewki. Zgodnie z tą formacją kurs powinien przebić się w najbliższych dniach przez górną linię chorągiewki. Zasięg ruchu mierząc maszt chorągiewki można określić jako okolice 0,90zł.

4. Wolumen potwierdza pozytywne zainteresowanie inwestorów tym walorem.

5. Wskaźniki pokazują, że poziomy cen są interesujące. MACD jest bliski wygenerowania sygnału zakupu.

Zatem, reasumując - obecnie kurs chłodzi się. Chorągiewka w trakcie najbliższych sesji powinna rozstrzygnąć definitywnie kierunek przyszłych ruchów. Ryzyko transakcji jest nieduże ze względu na bliskość silnego wsparcia, co pokazuje nam wyraźnie miejsce ustawienia zlecenia obronnego.

Ja kupiłam, a Wy?

Pozdrawiam wszystkich, który czekają na zielone styczniowe dni.
Klaudia

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Nowy Rok! Nowe nadzieje!

No i mamy Nowy Rok. I nowe sesje giełdowe przed nami. 
I znowu będę się mylić i pisać 2010 zamiast 2011 :P
Na naszej Giełdzie Papierów Wartościowych dziwna zmiana - teraz sesja trwa do 17:35 i dziwnie o tej porze wpatrywać się w cyferki i wykresy, ale czas pokaże czy to wyjdzie inwestorom na dobre.

W tym pierwszym w tym roku wpisie chcę popatrzeć na interesujące mnie wykresy w szerszej perspektywie i ocenić co może nas czekać w tym 2011 roku.


1. Standardowo - zmagania WIG20 z S&P500
S&P500 oraz WIG20 w blasku  świeczek tygodniowych
Patrząc na te dwa wykresy możemy stwierdzić jedno - mamy spokojny trend wzrostowy. Pomału  indeksy odrabiają stracone punkty i pną się do góry. Można (z przymrużeniem oka ) stwierdzić, że amerykański i polski indeks poruszają się w spokojnym kanale wzrostowym. Silne (a nawet bardzo silne) opory są poza naszym zasięgiem - przynajmniej przy obecnym tempie wzrostów.
Reasumując punkt startowy jest dobry i pozwala nam spokojnie spać i śnić piękne sny  o zielonych procentach w 2011 roku.

2. Młode, prężne i obiecujące - NewConnect
NCIndex - indeks młodych spółek.
Dlaczego przyglądać się temu indeksowi i w ogóle dlaczego warto obserwować rynek NewConnect?

W mojej opinii właśnie tam są zgromadzone spółki, którym jeszcze się chce, które mają cele (często nierealne) i w większości dobrze wykorzystują pieniądze pochodzące z pierwszych emisji rynkowych swoich akcji.
Handel na tym rynku niesie ze sobą pewne ryzyko. Tu płynność jest w większości niska, ale znam wiele spółek z WIGu, które mogłyby się bardzo zawstydzić na NC. Dlatego przesadny lęk przed inwestycjami na NewConnect jest nieuzasadniony.

Z drugiej strony patrząc, ryzyko, o którym piszę wyżej, równoważy potencjał ukryty w wielu spółkach  wchodzących w skład tego indeksu.
Trzecim czynnikiem zachęcającym do znajdowania miejsca w swoim portfelu na walory z NC jest rosnące zainteresowanie inwestorów tym nowym rynkiem. Spoglądając na wykres powyżej widzimy jak bardzo obroty tygodniowe rosły w ostatnim czasie.

To teraz kilka słów o perspektywach na kolejne miesiące. Rosnący trend długoterminowy wydaje się być bardzo obiecujący. Wartość indeksu posiada wiele do odrobienia w stosunku do wartości sprzed kryzysu. Zainteresowanie inwestorów ciągle rośnie generując bardzo wysokie obroty przy wzrostowej wartości indeksu. To dowodzi, że te mniejsze spółki mają trochę do powiedzenia w świecie makroekonomicznym i że to dynamika ich rozwoju potencjalnie da większe zyski niż inwestycje na WIG-u.

Ja jestem optymistką. Pozostaje mi życzyć Wszystkim, który dotrwali do końca tego wpisu :-) wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Udanych inwestycji i wiele intuicji... ona pomaga w najważniejszych chwilach decyzji...



Buziaki...
Klaudia